...dla własnej palety barw

czwartek, 2 stycznia 2014

Wiadomość do S.C.

Słuchałem, widziałem Phantom of the Opera - NA ŻYWO. Teraz mogę umrzeć. Prócz tego wiele świetnych musicalowych piosenek. Filharmonia? Chodziłem, chodzę i będę doń chodził. Motylki w brzuchu to nie tylko miłość - to przede wszystkim prawdziwa muzyka.

Zamieszczam zdjęcie bohatera mojej świątecznej nowelki dla ojca pod choinkę.





Siedzę sobie na ławce i spoglądam na szwajcarski las. Obserwuję życie budzące się z wolna… Jak lawa. Płynie powoli, pochłaniając kolejne to istnienia, żeby nocą zastygnąć. I tak każdego dnia. Zapach porannej rosy łagodnie pieści mój nos, a w uszach rozbrzmiewa leśny szum i odgłos przejeżdżającego w oddali pociągu. Zamknąłem oczy. Parę metrów ode mnie rozległo się ćwierknięcie. Uniosłem lekko powiekę jednego oka, jednak niczego nie zauważyłem. Drugie ćwierknięcie. Rozejrzałem się uważniej. Pusto. Coś dziwnego. Ptaszyna incognito. Z powrotem zmrużyłem powieki, jednak po chwili usłyszałem cichy, niski głos: ‘’Tutaj’’. Szeroko otworzyłem oczy i zbadałem ziemię w okolicach ławki. Moją uwagę przykuł dość nietypowy jegomość. Mały wróbelek podskakujący z nóżki na nóżkę. Na jego łebku znajdował się wielkości naparstka czarny cylinder, owinięty błyszczącą, czerwoną wstążką. Nieznajomy był też opatulony maleńkim, zielonym szalikiem z mikroskopijnymi, białymi frędzelkami. Przetarłem oczy i przyglądałem mu się w ciszy. ‘’Halo, słyszy mnie pan?’’ – odezwał się, spoglądając czarnymi oczkami. Bąknąłem tylko krótkie: ‘’Tak?’’ - sam nie do końca pewien czy to normalne, że słyszę. Jegomość wróbel ukłonił się nisko i spytał o drogę… na biegun północny. Wskazał tylko zepsuty kompas, który przyczepiony do złotego łańcuszka chował za szalikiem i wyjaśnił, że ma bardzo ważną informację dla szanownego pana S. C., więc potrzebuje pomocy, bo wiadomość musi zostać niezwłocznie dostarczona. Nie analizując, co jakiś pan S. C. robi na biegunie północnym, poprosiłem o pokazanie tego małego kompasiku. Jestem w końcu emerytowanym zegarmistrzem. Co jednak nie oznacza, że jestem kompasmistrzem, ale potrafię naprawiać wszystko co małe, a przynajmniej tak mi się wydaje. Także poprosiłem jegomościa, żeby poczekał chwilę i skoczyłem do mojego domu po mini śrubokręciki, a gdy wróciłem, wziąłem się za rozkręcanie sprzęciku. Mały wróbel, przyglądał mi się uważnie, poprawiając co chwile zsuwający się cylinder. Mechanizm nie był skomplikowany, w porównaniu do zegarków, w kompasach praktycznie go nie ma. Wystarczy po prostu sprawdzić, czy się nie siedzi na magnesie, albo czy coś nie blokuje igły. W tym przypadku była to druga opcja. Gdy rozkręciłem to cudo, od razu posypało się mnóstwo drobinek piachu. Wróbelek stęknął: ‘’Ajajajaj, musiało do tego dojść w Afryce!’’. Spojrzałem na niego pytająco, po czym dodałem, że pewnie spory kawał drogi już przebył. ‘’Taki niewielki homo viator jest z ciebie’’ – oznajmiłem. Odparł, że owszem, ale bez ‘’homo’’. Zaśmiałem się i po chwili oddałem mu działający już kompas. Podróżnik ukłonił się uprzejmie i odleciał. Odprowadziłem go jeszcze wzrokiem, zanim nie zniknął za kłębiastymi chmurami. ‘’Wiadomość do S.C. …’’  - mruknąłem pod nosem i uśmiechnąłem się.

1 komentarz:

  1. ależ śmiechłam z tego żarcika na samym końcu :))
    piękne zdjątko, pozdrawiam, pisz dalej

    OdpowiedzUsuń