...dla własnej palety barw

niedziela, 6 kwietnia 2014

Jestem wielkim potworem. Ogromnym. Nie mieszczę się we własnym ciele. Nieustannie pełzam i pożeram. Od nawału pochłanianej materii, moja skóra pęka przy kontakcie z ostrzejszymi fragmentami kości. Na miednicy, przy łopatkach. Wyglądam jak snujący się horror. Wszystkie włosy, które były w stanie zasłonić chociaż  fragment mojej brzydoty, wypadły. Zęby, które były niegdyś wizytówką mojego chorobliwie serdecznego uśmiechu, dopadł szkorbut. Najlepsze perfumy sprawiały, że ludzie dażyli mnie zaufaniem. Teraz śmierdzę gównem. Nikt nie chce pokładać nadzei w gównie.
Jestem niechciany. Mimo wszystko oni mnie utrzymują. Dają mi jeść, dolewają do koryta, chociaż wcale tego nie chcą. Jest takie prawo, które poniża mnie i zmusza do otrzymywania pomocy, której nie potrafię odrzucić. Święte prawo, ważniejsze od śmierci.
To nie są już cztery ściany mojego bólu, bo dawno przestała trawić mnie choroba. To jest klatka. Uciekłem i zostałem zamknięty. Bo tego chciałem! Bo skończyły mi się pomysły! H a h a! Więc zacząłem pożerać. Pożerać, zabijać. Cokolwiek. Ale nie łamałem prawa. O nie, prawo, święte prawo, ważniejsze od śmierci. Bo robiłem to na moim podwórku. Pożarałem, zabijałem. Tylko tutaj! W środku! O tutaj! Tu, na nadgarstkach, tutaj! Tu, na żyłach, tutaj! I na sercu! O... tutaj! I jeszcze tu... przez ga...hdło, do... żo...ądka. Wymiotowałem jedynie na waszym podwórku! Ale też miałem do tego prawo! Pra... ważniejsze od śmierci!
Od śmierci!
I miałem też petycję! Ha, petycję! Dużo podpisów! Od chuja wiele! Do śmierci! Miałem zginąć, od tak jednorazowo. Używka, błahostka. Niestety. Prawo ważn... święte prawo!
To moje podwórko! Nie chciałem, żeby ktoś na nie wbiegał! Ani prezydent, on też nie! Ani dziewczynka! Ani mała blondyneczka! Przycinałem trawnik do cholery! Miałem w rękach kurewsko ostre narzędzie, widać było, nie?! To po chuja ona przychodziła, kiedy przycinalem jebany trawnik na moim pierdolonym podwórku?!
Dziewczy... chyba Sally.
Razi mnie w oczy twoja blada skóra, Sally. Naprawdę, nie ściemniam. Musisz więcej jeść... magnezu chyba. Nie wiem. Mogę pójść kupić ci jakieś Danonki, czy coś. Powiedz, co chcesz? Powiedz, dla mnie to nie problem. Mogę pójść kupić. No mów. Sally?


KURWA, SALLY