...dla własnej palety barw

poniedziałek, 9 listopada 2015

.



I


Listopad ciągnie w dół. To nawet już nie ja, ale drzewa, powietrze, domy, wszystko gnije w bolesnej prostracji. Cóż za szarm tej śmierdzącej kokietki. Odpinam guziczek, a brzydzę się paskudnie tych szarych pleców i pomarszczonego tyłka. Odpinam guziczek bo jestem sam, zdesperowany. Ja i ona, a w najbliższym miesiącu nikogo więcej. Moja chimera. Albo chimeryczność moja. Kobieta. Brzmi jak kobieta, więc chyba kobieta. Moja, brzydka. Patrzę na jej nogi niegolone, zgrabne gdyby z dwa litry obalić, na jej oczy wielkie, żabie, na jej przeguby jakieś takie zwichnięte, na nos krzywy, biodra trupie i łkam jak dziecko z tej brzydoty. Och zdradziłbym ją namiętnie i zdradzałbym miesiąc kolejny, bylebym mógł zabić smak tych jej gorzkich pocałunków. Żeby smród jej ustąpił. Ale nie mogę. Odpinam guziczek bo jestem sam, zdesperowany.
Listopad. Okres demarkacji w duszy biednej. Martwe odpada wypchnięte przez żywe i taka kreśli się granica. Coraz węższa i węższa. Życie. Przeżywanie i wyżywanie. Zero recyklingu. Dusza odpada płatami i gnije. To ziemska dusza. A boska dusza czeka. Święta dopóki nie przyślą rachunku za ciało.
Listopad. Latarnie niestety gasną i zapalają się same. A było romantyczniej. Byli latarnicy, była jakaś unosząca się w powietrzu dystynkcja. W każdym razie w książkach i obrazach. Na żywo dane mi było tylko posmakować unoszącego się w powietrzu smogu i chamstwa. Brak mi eterycznych, schulzowskich uliczek, których nie znalazłem, a które zakopane są gdzieś śmieciem w moim małym świecie. Pójdę kiedyś dalej i głębiej. Może znajdę. Chciałbym już teraz, ale ona czeka z brudnymi łapami. Odpinam guziczek bo jestem sam, zdesperowany.
Moja kochanko. Piękna pani z pachnącymi obojczykami. Ach! Ach! Ach! Głośniej, głośniej! Żeby stara usłyszała. Wiosno moja, albo Zimo chociaż, z którą zdradzam w korytarzu, żeby było trochę cieplej. Uda masz gorące, ciało powabne i giętkie, usta błagające, a piersi z jedwabiu. Zrobisz wszystko przy jednej świecy, a nagie ciało owiniesz w utkane ze śnieżynek babie lato. Pokażę ci moją tęsknotę, przy trzaskającym ogniu zmrużysz oczy aż do łez przyjemności i zastygniesz.
Ale teraz... Odpinam guziczek bo jestem sam, zdesperowany.




niedziela, 8 listopada 2015

.

na plecach
mam igły które łaskoczą
a na linie
tańczę
swój neurotyczny taniec
uśmiecham się
upadam
płaczę
wspinam się
śmieję
przestaję ufać prawej nodze
waham się
staję w kontrapoście
próbuję myśleć
krzyczę
i znowu
tańczę
swój neurotyczny taniec
od ciebie
do ciebie

sobota, 7 listopada 2015

Bydgoszcz - smutne miasto


-
Cały rok wieje jesienny wiatr, otula, usypia, wysysa siły. Ludzie zataczają się z prawej do lewej i na odwrót, to ze zmęczenia, to z obalonej zero siedem w dzień powszedni. Iluzją szczęścia jest fakt, że tutaj codziennie jest piątek. Miejskie ogródki pękają w szwach, alkohol leje się hektolitrami, zioło, seks, przemoc, zazdrość, awantury... Jednak to tylko pod wieczór, wcześniej jest poniedziałek. Od stania, do wyjścia z pracy - poniedziałek. I też - codziennie. Znudzenie, smutek, walka z przełożonymi, zmęczenie, wściekłość. Bierność. Jednak tu nie jest tak źle. Cały stracony rok można wymienić na tygodniowe (często nawet dłuższe!) wakacje nad wodą! Chorwacja, Bałtyk, niekiedy Morze Śródziemne, albo egzotyczne kraje. Gorzej jest tylko gdy czas wypoczynku dobiegnie końca. Wraca się wtedy do systemu piątków i poniedziałków. I tak do następnego razu...
-
Bydgoszcz kształci!
-
W tym mieście człowiek uczy się pokory w sposób fizycznie dostrzegalny, bowiem musi zrozumieć pewną zasadę: jego zdanie nie ma zdania. Pieczę nad tym systemem wychowawczym sprawują specjalnie wyselekcjonowane jednostki, czarni rycerze, oddani chwalebnemu Zawiszy. Aktualnie można ich rozpoznać po ponadprzeciętnie rozwiniętym wachlarzu przekleństw, donośnym śmiechu (są bowiem ludźmi pogodnymi, respektującymi zasady wielbionej przez nich filozoficznej myśli Carpe Diem) i od niedawna po noszonym z dumą prawilnym hełmie, w wyglądzie bardzo przypominającym czapkę rybaczkę, jednak bardzo się od niej różniącym. Na samym środku tego pancerza wygrawerowane są litery, tworzące wspólnie jedną jasną całość: ZAWISZA. I wiadomo z kim ma się do czynienia. Niestety nadeszły czasy, gdy oddziały dzielnych bydgoskich kiboli i narodowców oddają otaczający ich system rygorystycznej pacyfikacji, co za tym idzie, można oberwać w mordę również bez przyczyny.
-
Bydgoszcz daje szczęście!
-
Są w Bydgoszczy miejsca, w których człowiek czuje się wspaniale i to wcale nie są żarty. Na ulicy Gdańskiej mieści się McDonald's, a na terenie miasta powstaje już trzecia wielka galeria handlowa! I to nie jakaś taka po prostu galeryjka. Zielone Arkady, proszę państwa! Tysiąc dwieście miejsc parkingowych! Wi-fi! Niesamowita architektura, której nie znajdziesz nigdzie indziej i wiele innych! Hasztagi trzaskają o drzwi i okna, gdyż plotki obiecują pojawienie się Starbucksa.
-
Bydgoszcz! Bydgoszcz... bydgoszcz... bydgoszszsz
-
Przychodzi zima... znów przychodzi zima... Gasną lampy, bo minęła gwarancja. Ludzie snują się bardziej niż się snuli latem, bowiem prawie że szurają opuszkami palców po chodniku. Ogródki zostają rozkręcane i chowane. Zostają tylko puby... ale to już nie są radosne, piątkowe puby... to poniedziałkowa melancholia... to miesiące pełne poniedziałków, które przywiał północny wiatr. To Marasmus hipercolus - choroba zabijająca w Bydgoszczanach nie tyle co życzliwość, ale samą chęć na bycie życzliwym od jutra. O tej porze roku, gdy zapytasz przechodnia o godzinę nie zobaczysz już radośnie obojętnego człowieka, który ma w głębokim poważaniu twój nikły, niedorastający mu do pięt problem, ale zobaczysz człowieka, który groźnie się zamachuje i krzyczy, żebyś się od...czepił i s...obie sprawdził gdzieś indziej. To jest bardzo nerwowy i trudny czas. Trzeba zrozumieć... Jednak... Jednak są takie dni, które nazwę prześwitami. Dni, w których jakaś tajemnicza aura spada na wybrane przez siebie miejsca, czyniąc je wyjątkowymi, a dotkniętych nią ludzi cudownie beztroskimi. Owe prześwity to wyjątki, unikalne chwile, przypadki, których nie dostrzeżesz siedząc w domu przed ulubioną grą, czy serialem. To anomalie. Anomalie, których doświadczamy i które obserwujemy. Ja i moja cudowna luba - uliczni grajkowie.

piątek, 6 listopada 2015

.

jeśli się mylę, to mnie popraw
ale...
czy nie lepiej na dywanie
z głębokiej trawy
gdzie świszczą pogubione przez wiatr
słowa
czy nie lepiej tam
schować się i kochać
niż siać
jak chłop przed śmiercią
boskie obietnice
o nas
...czy nie lepiej
zaśmiać się w głos
i zamilknąć niewinnie
rzucić sobą w oczy
twoje
zamknąć ręce ciepłe
nie wyć
- milczeć?

czwartek, 5 listopada 2015

.

wydycham mgłę
i patrzę przez ramię
ty zawsze w niej
byłaś
wydycham mgłę
a przez to
trochę nierealnie
widzę ciebie
- księżyc
a mnie
- słońce które
chodzi nocą
wydycham mgłę
a w moim oddechu
jest całe miasto

i ty

ubrana tylko
w ten oddech

środa, 4 listopada 2015

.

o czym myślisz
- zapytałbym
ale najpierw policzę błyski
i zwątpienia
w oczach które zastygły
jak jezioro mroźną zimą
najpierw
dotknę twojej twarzy
dla pewności że nie stopnieje
jak śnieg
i nie zaleje mojej dłoni
śnieżnym płaczem
- ostrożnie
ubiorę lekki uśmiech
i wiem że spuścisz głowę
tonąc w fabryce perfum
powiem ci
tak niesłyszalnie
jakbym był małą chmurą
deszczową
a ty szczytem ogromnym
który westchnieniem by mnie
rozwiał
o czym myślisz
- zapytałbym

sobota, 4 kwietnia 2015

Szkutnik i anioł

Kto zgłębił sztukę szkutnictwa staje się artystą, chociaż nigdy by siebie artystą nie określił. Nazywa swój zawód ciężką pracą, a jego gruboskórne dłonie są tego najbardziej racjonalnym świadectwem, które posiada. To nie jest idealista – to empirysta z krwi i kości. Czasem jak każdy lubi sobie pomarzyć, ale nigdy nie dłużej od przeznaczonego na to czasu. Życie to zbiór obowiązków i ten kto tego nie rozumie powinien poddać się resocjalizacji.
Takim człowiekiem był pewien starzec, który w wieku siedemdziesięciu pięciu lat nie doświadczył ani jednej flauty pomimo tylu rejsów zbudowanymi własnoręcznie statkami. Do teraz. Uderzyła go kiedy jej nie szukał - budżetowa wersja flauty na oceanie, którym było jego przeżyte życie. Przypomniał sobie swoje pierwsze odbicie od brzegu, szum fal i zapach wody morskiej i moment, w którym ląd zniknął za mgłą, a gdziekolwiek by się nie obrócił, widział ten sam horyzont; odległy i nieznajomy. Jakby znajdował się w jednej z wypełnionych wodą szklanych kul, dryfując na niewielkiej żaglówce, a Bóg od czasu do czasu nią potrząsał by wzbudzić fale. Starzec bowiem wpadł w trans, podczas którego wodził zmęczonymi oczami po niczym nieróżniących się od siebie wspomnieniach szukając czegoś... nie do końca wiedział czego, ale szukając właśnie ''tego''. Mówił, że nie żałował on życia, pracy, czy rodziny... chociaż czasem się zamartwiał, że parę relacji mógłby naprawić w jeszcze lepszy sposób. Jednak czegoś żałował i był to żal nie do zniesienia... bowiem bez odpowiedzi. I może wynikał z samotności? Nie... on odpowiadał sobie, że do samotności jest przyzwyczajony, że samotność mu nie przeszkadza, bo jest mu potrzebna w pracy. A więc co? Starzec stanął na drewnianym pomoście, ze zwróconą w stronę bezgłośnego morza, twarzą wyrzeźbioną w maskę bez wyrazu. Poczuł lekkie szarpnięcie za swoją białą, pogniecioną koszulę, po czym odwrócił się odruchowo. Stanął przed nim mały blond-włosy chłopiec, uśmiechając się szeroko swoimi bielutkimi zębami i wpatrując się zielonymi oczami w zaskoczone spojrzenie starca. Wyrwany z letargu człowiek odchrząknął nieprzytomnie w sposób pytający, co w brzmieniu było bliskie do ''Co?'', po czym podrapał się z tyłu głowy. Chłopiec zwolnił uścisk z koszuli starca, by po chwili złapać za jego pomarszczoną dłoń. Starzec mimowolnie podążył za małym nieznajomym. Usiedli na kancie drewnianego pomostu i muskając palcami u stóp tafli wody tworzyli na niej małe kręgi. Dłuższy czas siedzieli w ciszy, tylko chłopiec od czasu do czasu zachichotał, gdy plusnął stópką w chłodne wodne lustro. Po chwili westchnął.
- Słuchaj dziadziu – zaczął maluch, a starzec obdarzył go spojrzeniem na granicy oburzenia i zaskoczenia - co cię gryzie?
Nikt nie odpowiedział, nawet natura tak jakoś ucichła. Doświadczony szkutnik od małego był uczony respektować raczej pewne zasady dotyczące szacunku dla starszych i to pretensjonalne pytanie bynajmniej nie zasługiwało na jego odpowiedź.
- Zaplanowałeś podróż od początku do końca i spójrz – końca nie widać.
Starzec tym razem podjął rozmowę.
- Czego ode mnie chcesz, chłopcze?
- … chociaż twierdzisz – mały towarzysz kontynuował - z doświadczenia, bo żadnego astrolabium, czy busoli w spodniach nie chowasz, że jesteś coraz bliżej. A jednak, horyzont wszędzie jest taki sam.
Dopiero teraz szkutnik usłyszał, że głos siedzącego obok dziecka jest nienaturalnie dojrzały, a barwa spokojna i zrównoważona.
- Jestem od ciebie dużo starszy, a muszę ze smutkiem stwierdzić, że mam w sobie o wiele więcej życia - chłopiec poklepał ze współczuciem w plecy towarzysza. - No, a teraz mi odpowiedz: gdzie jest twój koniec?
Starzec otworzył tylko niemo usta i w tym wyrazie pozostał.
- Nie wiesz nawet jak on wygląda. Czemu więc planujesz? Bo wiesz, że prędzej czy później nadejdzie? - blond-włosy malec nie dawał czasu na odpowiedź. - I mówisz to, chociaż jesteś tak doświadczonym żeglarzem. Żyjesz, bo nie zrobiłeś jeszcze wszystkiego, a nie dlatego, że musisz dopłynąć do końca. To nie jest start i meta. To jest start i bieg dokąd chcesz. Możesz nawet wybiec za trybuny, poszukać czegoś dalej niż aktualnie jesteś; Bóg pozwala ci żyć i on chce tylko, żebyś podczas tej podróży nie zapomniał o rodzinie i o ludziach, którzy upadli podczas swojego biegu. Masz żyć, bo żyjesz dlatego, że możesz jeszcze dużo.

Chłopiec wstał i odszedł po cichu, zostawiając starca, wpatrzonego w swoje niewyraźne, zmącone odbicie w wodzie.

sobota, 21 marca 2015

Anarchizacja nudnych uniesień cz.2

Kiedy po raz setny odpowiadam na pytanie: ''To w tym roku maturka?'' zdaniem ''Nie. Mam jeden rok w plecy.'' i oglądam zdumione, wybite z taktu schematycznej rozmowy, twarze to zastanawiam się czy słowa Hermiony Granger: ''Możemy zginąć... albo co gorsza nas WY-LE-JĄ'' nie są aby odzwierciedleniem współczesnego systemu wartości. Otóż spędziłem połowę poprzedniego roku na pisaniu poezji, krótkich nowel i uprawianiu muzyki, drugą zaś (dotychczasowo najwspanialszą w moim krótkim bytowaniu) nieplanowanie zagospodarowała mi pewna dziewczyna, z którą związałem marzenia i przyszłość. Całkowicie zlałem szkołę. Nie bałem się oddychać pełną piersią. Robiłem co lubiłem, doskonaliłem się w tym co robiłem i czyniłem to na własną rękę, bowiem w szkole wsparcia nie otrzymałem. To nie miejsce dla pisarzy i artystów dyletantów. Nauczyłem się myśleć, poszerzyłem perspektywy i umiejętność empatii, rozwinąłem język i sztukę pisarską (na maturze jest za to najmniejsza ilość punktów), zacząłem dedukować i analizować otaczający mnie świat,   zdobyłem własne zdanie, a to wszystko zawdzięczam sobie. Szkoła mi tego nie dała, tym bardziej nie dały mi tego wystawiane przez nauczycieli oceny. Dla przykładu z języka polskiego miałem i mam niedostateczny. Czyli co. Jestem na tym samym poziomie co Janek spod monopolowego.
Tak zostałem nazwany przez system: Niedostateczny. Kim jestem? To nie jest ważne.

sobota, 14 marca 2015

Anarchizacja nudnych uniesień

Człowiek ubiera się w emocje. On decyduje o swojej atrakcyjności i o tym jak jest odbierany. Jeśli człowiek nie ma na sobie emocji - jest nagi, a wtedy jego ocena postawiona przez społeczeństwo zależy od wyglądu: od ilości pryszczy, fryzury, blizn, wielkości nosa, koloru skóry i tym podobnych. Coraz częściej. Coraz częściej jesteśmy nadzy... i mam na myśli bynajmniej fizyczną sferę nagości (chociaż człowiek również w tym aspekcie jest coraz bardziej otwarty, a internet to wielka orgia dostępna dla każdego). Nasza nagość to brak emocji, który jest wynikiem nomofobii i wirtualizacji uczuć.
Każdy, kto już zakupił piękny nowy dotykowy telefon, czy inny przenośny komputer, i zasmakował jego wielofunkcyjności jest już ofiarą nomofobii. Może to tylko przeziębienie i tak naprawdę łatwo jest zrezygnować z jeżdżenia palcami po świecącym ekranie na rzecz podziwiania widoków za oknem, ale sama obserwacja człowieka mówi co innego.
''Po co rezygnować z czegoś, co tak ułatwia życie?''
...
- Nie musicie rezygnować. Dla mnie po prostu jest to smutne i smutna jest przyszłość.


wtorek, 10 marca 2015

Bez tytułu

ze swoim ''będę''
jak z krwią na rękach
panicznie boję się,
albo już mi wszystko jedno,
że nikt nie rozumie 
niewoli człowieka


ja, amore epigone
słucham jak błogo życie szepcze
a z drugiej strony
zatykam uszy
bo drą mordę skurwysyny...
z ambony szlachtuje kretynka
i próbuje tłumaczyć przynależność człowieka
człowiekowi, który urodził się w złych czasach
ale ja szczerze wierzę
że pocałujecie mnie jeszcze
wszyscy
w dupę



chcę pisać do ciebie
ku tobie
chce coś od siebie
na tobie
chcę tobą wstrząsnąć...
mieć ciebie
w oczach zobaczyć
też siebie
krzyknąć do ucha
być w tobie
nie pytam bo wiem
o sobie
tyle co nic
o tobie



Z tysiąca włókien
jak nerwy myśli
tak jedno z drugim
plącze się i tli...
w sobie więcej...
niż twarz umarłego
i bielsza niźli
bielmo starego
krzyczy zalana
krwią naszej matki
blizną pokryta
wciąż głodna walki


Po co nocą się rozglądasz,
skoro strach ci coś zobaczyć.
Wolisz swoją śmierć oglądać,
niż iść dalej; z cieniem walczyć.