...dla własnej palety barw

czwartek, 9 stycznia 2014

Meksykański szczur mariachi

Odgrzewany kotlet.
-----


Gdzieś w Meksyku. Gdzieś w kanałach. Z ciemności wyłonił się długi nos. Skwitował pomieszczenie szybkim ruchem w górę i w dół. Chwila oddechu. Rozległ się cichy trzask. Mały płomyk ognia oświetlił na sekundę właściciela nosa. Ten zbliżył drobną zapałke do pyszczka. Zapalił cygaro i puścił nienagannie uformowane kółko z dymu. Szczur mariachi oparł się jedną łapą o ścianę, a drugą przygładził subtelnego wąsa. Spoglądał tak w przestrzeń, tworząc cygarowe, dymne krągłości. Myślał o kobiecie. Była kiedyś taka jedna. To szare zadbane futro, te długie wąsiki... to spojrzenie! Ach jaka ona jest wspaniała. Stojąc obok niego byłaby jeszcze wspanialsza! Ale nie ma co się oszukiwać, wolała innego. Trudne jest życie miłosne szczura mariachi. Teraz wszyscy wolą muzykę tych brudasów. Stroszą sobie futra, brudzą błotem, przebijają uszy jakimiś metalami. A słowa ich piosenek... pesadilla! Ciągle to samo, głośny jazgot i niemoralne słowa:''Trutka, trutka, trutka! Na co?! Na szczury!''. Zlituj się Boże nad tymi duszami. Zapomnieli już co to jest muzyka trafiająca do serca. Tylko nienawiść, zero miłości, wyrafinowania. Wszędzie złość. Jeszcze zobaczą do czego to ich wszystkich zaprowadzi.
Samotny szczur mariachi ściągnął swój atrakcyjny kapelusz i szarpnął struny swojej małej mandoliny. Śpiewał piękne piosenki o miłości, a jego głos niósł się po pustych kanałach. Może kiedyś do kogoś dotrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz